"Boję się zrobić krok w tył"

Krzysiek ma 30 lat. Pracuje dla Edinburgh World Heritage, gdzie obejmuje stanowisko Urban Analyst. Do Szkocji wyjechał 6 lat temu, ale nie zapomniał o swoich korzeniach, nie tylko polskich, ale również śląskich. Pamięć o nich pielęgnuje, działając w różnych organizacjach polonijnych. O swoich wątpliwościach w kwestii powrotu do ojczyzny rozmawiał z Magdaleną Grzymkowską.

 

Dlaczego wyjechałeś z Polski?

 

– Może zabrzmi to niezwykle, ale… lubię muzykę brytyjską, zwłaszcza britpop. W liceum nie raz sobie wyobrażałem, jak wchodzę do „old school’owego” pubu, zamawiam real ale, słuchając przy tym „Acquiesce”. Również chciałem przedłużyć sobie młodość i najlepszym sposobem na to były studia. Ale za granicą, bo miałem już dość ścierania się z polskim systemem nauczania. Uważam, że mając jedno życie, warto przeżyć je godnie i ciekawie, wykorzystując szanse, jakie dają nam czasy stabilizacji geopolitycznej – nasi rodzice nie mieli takiego samego startu. Przynajmniej większości z nas!

 

Czy to, że pochodzisz z małej miejscowości na Śląsku, miało wpływ na twoją decyzję?

 

– Może miało, pochodzę z miejscowości Dobrodzień, która leży niemal na granicy śląska opolskiego i górnego. Tutaj każdy mieszkaniec ma zawsze „dobry dzień” (śmiech). Spora cześć populacji stanowi mniejszość niemiecka oraz Zabużanie. Mam sporo znajomych pochodzenia niemieckiego, którzy wyjeżdżali do pracy w Niemczech i Holandii już pod koniec podstawówki. Wyjazdy za granicę do pracy czy nawet w celach edukacyjnych były czymś normalnym w moim środowisku. Ponadto jeszcze w liceum na lekcjach przedsiębiorczości sporo mówiło się o powadze mobilności zawodowej, w kontekście nadchodzącego wejścia Polski do Unii Europejskiej. Wtedy zacząłem myśleć nad tym, co zrobić ze swoim życiem. Poniekąd, tam skąd pochodzę, dojrzewało się inaczej niż w innych częściach Polski, o czym przekonałem się podczas spotkań z rodziną rozsianą po niemal całym kraju. Wydaje mi się, że u nas młodzi ludzie wcześnie zaczynali pracę, gdzie się tylko dało: na budowach, plebanii, na gospodarce. Myślę, że te wszystkie czynniki, miały wpływ na decyzję o wyjeździe.

 

Ale nie zapomniałeś o polskich korzeniach…

 

Angażuję się projekty polonijne, bo często są prowadzone przez moich przyjaciół. Znam dobrze język oraz zwyczaje szkockie, do tego mam doświadczenie z zakresu zarządzania miejskiego oraz polityki miejskiej w Edynburgu. Poza tym pracowałem w strukturach zarządzania miejskiego urzędu miasta Edynburg na pozycji principal practitioner. Organizacja, dla której pracuję, działa w bardzo upolitycznionym środowisku, stąd dostałem tę pracę, bo mam wykształcenie politologiczne. Co ciekawe dyplom z politologii otworzył mi drogę na studia w Wielkiej Brytanii, a co najważniejsze dzięki niemu otrzymałem pracę w organizacji, w której bardzo chciałem pracować.

 

Jak ci się podoba w Wielkiej Brytanii?

 

– W Wielkiej Brytanii podoba mi się Szkocja. Zakochałem się w Edynburgu od pierwszego wejrzenia. Poza tym będąc rok na studiach w Dundee, uznałem, że jeszcze prawie nic nie widziałem! Udało mi się zdobyć posadę w Edynburgu – bardzo zależało mi na niej, bo wysłałem tylko jedno podanie o pracę. Podoba mi się dystans do życia oraz uprzejmość ludzi, których poznałem w Szkocji. Podoba mi się to, że mieszkam w pół milionowej stolicy, która jest jednym z najpiękniejszych miast Europy o bardzo wysokim standardzie życia. Wszędzie jest blisko – nad morze, w góry czy też do innych większych miast. Pracuję dla niezależnej oraz poważanej organizacji, w której mogę się rozwijać jako politolog oraz urbanista. Jednego dnia przygotowuje analizę systemową lokalnego systemu zarządzania miejskiego, a innego szacuję wpływ aplikacji planistycznej na integralność oraz autentyczność architektury strefy światowego dziedzictwa kulturowego. Do tego dzięki pracy w ostatnich 4 latach zobaczyłem więcej świata niż w ciągu reszty życia.

 

Czyli jesteś zadowolony pracy?

 

– Bardzo, choć ambicja zaczyna podgrzewać mi stołek (śmiech). Nie sądzę, że rozwijałbym się w podobnym stopniu w Polsce. Nigdy w siebie nie wątpiłem, ciężka praca nie była niczym nowym, więc pewnie poradziłbym sobie nieźle, ale… nie myślę w taki sposób o życiu. Wydaje mi się, że nawet na standardy brytyjskie nieźle mi się powiodło zawodowo. Teraz głównie zajmuje się projektami międzynarodowymi, w których reprezentuję stolicę Szkocji – nie każdy ma taki przywilej.

 

Czy studia w Wielkiej Brytanii wpłynęły na twoją decyzję o pozostaniu na emigracji?

 

– Tak. Studia tutaj to totalnie inne doświadczenie. Student jest traktowany jako klient, a nie zło konieczne, ponieważ nie jest na studiach przypadkiem. Do nauczycieli mówi się po imieniu, a ci z kolei traktują studentów jak dojrzałe jednostki. Na przykład miałem sytuację, że rozmowa kwalifikacyjna w Edinburgh World Heritage, kolidowała z deadlinem projektu na uniwerku. Powiedziałem Neilowi, który był kierownikiem kierunku, że z tego powodu nie skończę projektu. Będąc gotowym na najgorsze, usłyszałem coś totalnie zaskakującego: „Nie martw się Krzysztof. Oddasz projekt po rozmowie. Na studia idzie się po to, żeby znaleźć pracę!”. Uczelnie ciężko pracują na to, żeby utrzymać kontakt ze swoimi absolwentami. Ci z kolei wspierają uczelnie oraz nowych studentów, tworząc swoista brać międzypokoleniową. Co ciekawe, uniwersytety uczą praktycznej wiedzy – po zdobyciu posady pracowałem nad podobnymi projektami do tych, które miałem na uczelni.

 

Czyli to, kim jesteś, zawdzięczasz edukacji w UK?

 

– W Wielkiej Brytanii nie trzeba iść na studia, żeby żyć godnie. Ludzie często po szkole średniej idą do pracy w usługach, odkładają pieniądze bądź biorą pożyczkę i ruszają w podróż po świecie. W tym czasie znajdują odpowiedź na pytanie, co chcą w życiu robić.

 

Czy dyplom brytyjski w Polsce twoim zdaniem miałby taką samą wartość co tutaj?

 

– Pracując z partnerami z Polski czuję, że mam duże doświadczenie zawodowe oraz obycie międzynarodowe, a co za tym idzie – pewność siebie. Wydaje mi się, że to jest bardziej istotne niż sam dyplom. Poza tym Polska to kraj informatyków i spawaczy (śmiech).

 

Co mogło by cię zatem zachęcić do powrotu?

 

– Jedynym powodem, dla którego wracałbym do Polski, to rodzina i przyjaciele. Jednak ciągle słyszę jak trudno jest być niezależnym w Polsce oraz żyć na godnym poziomie. Dlatego warunkiem tego jest godna praca zawodowa, możliwość zrobienia kroku w przód.

 

A co w takim razie Cię zniechęca?

 

– Obawa przed zrobieniem kroku w tył…

 

Źródło: Dziennik Polski