Są Polakami, nie znają polskiego
Tysiące polskich dzieci, które przybyły na Wyspy wraz ze swoimi rodzinami po 2004 roku lub urodziły się na terenie UK po wejściu Polski do UE mówi bardzo słabo w swoim ojczystym języku. Większość z tych dzieci nie czyta i nie pisze w języku polskim, ponieważ na co dzień posługuje się językiem angielskim, a ich obowiązkowa edukacja ma miejsce w szkołach brytyjskich.
Wiele polskich rodzin bagatelizuje edukację swoich dzieci w szkołach sobotnich traktując ją dosłownie jako zajęcia dodatkowe i wychodząc z założenia, że skoro ich dziecko jest Polakiem i opanowało podstawy mówionego języka polskiego, to na tym jego edukacja może się zakończyć. Tymczasem rzeczywistość świadczy o tym, że dzieci język zapominają, kaleczą i szybko polskie słownictwo zamieniają angielskimi sformułowaniami. Są Polakami – emigrantami z kilkuletnim stażem, bez ojczystego języka…
– Wiktor chodził do dwóch polskich szkół. Najpierw przez rok do szkoły w dzielnicy Shepherd’s Bush, a następnie przez dwa i pół roku do szkoły na South Ealing. Nauczył się pisać i czytać po polsku. Poznał więc to, co najważniejsze, co gwarantuje mu, że nigdy nie zapomni ojczystego języka, tym bardziej, że jesteśmy polskojęzyczną rodziną i wszystkie wakacje oraz święta spędzamy w Polsce – mówiła mama Wiktora, która dodała, że na prośbę syna, edukacja w polskiej szkole została przerwana.
– Na jego prośbę przestaliśmy posyłać Wiktora do polskiej szkoły, ponieważ narzekał, że jest przemęczony, że nie ma czasu na odpoczynek, a przecież trzeba powiedzieć, że przez pięć dni w tygodniu jest uczniem szkoły brytyjskiej. Uznaliśmy, że nie powinniśmy go zmuszać. Uważam, że zawsze można też wznowić edukację w polskiej szkole, bo przecież polska szkoła to zajęcia dodatkowe, podobnie jak piłka, tenis, czy balet. Nie wykluczam, że jeżeli tylko Wiktora język polski się pogorszy, to będzie musiał wznowić naukę w jednej z polskich placówek – przekonywała Dorota Matuszewska, mama Wiktora.
Niczyja wina?
Bariera, jaką mają do przed sobą do pokonania 10-letnia Nicole i 16-letnia Justyna wbrew pozorom nie zdarza się rzadko. Dziewczynki nigdy nie były uczennicami polskich szkół sobotnich, co spowodowało, że mimo, że mają polskie pochodzenie i w ich domach rodzinnych używa się polskojęzycznej mowy, to i tak z biegiem lat, ich język angielski wyparł język polski. Ich rodzice obawiają się, że w przyszłości ich dzieci w ogóle nie będą lub będą bardzo słabo mówiły po polsku.
Nicole ma 10 lat. Nigdy nie uczęszczała do polskiej szkoły. Jej mama jest Polką a ojciec Anglikiem, więc Nicole ma szansę na naukę obu języków na gruncie rodziny. Jej mama mówi do niej w języku polskim, ale tylko wtedy, kiedy są same w domu. W momencie, kiedy wraca do domu po pracy ojciec dziewczynki, w domu panuje zasada, że wszyscy komunikują się po angielsku. Bo tak jest łatwiej, szybciej i co najważniejsze zdaniem mamy Nicole, wszyscy się rozumieją. W rezultacie Nicole przestała komunikować się w ojczystym języku matki.
– Również i o czytaniu, i pisaniu nie może być mowy, nie wspomnę już o znajomości zagadnień z dziedziny historii i geografii Polski, chyba że… – zawiesza się głos Agata Candy, mama dziesięciolatki – chyba, że jak najszybciej moja córka rozpocznie naukę w polskiej szkole – dodaje po chwili rozmówczyni „Dziennika”. – Tylko, do której klasy powinnam ją posłać i czy są szkoły, które przyjmują dzieci, które są w podobnej sytuacji, jak Nicole? – pytała mama dziesięciolatki.
– Kiedy Nicole była mała, nie miało dla mnie znaczenia jaki język będzie obowiązywał w naszym domu. Mówiłam do niej po polsku, a William po angielsku. Nasza córka rozumiała nas obydwoje, byłam z tego dumna. Chociaż z czasem zauważyłam, że kiedy Nicole rozpoczęła edukację w szkole brytyjskiej, jej język angielski wysunął się na plan pierwszy. W szkole mówiła po angielsku, z koleżankami bawiła się komunikując po angielsku, w domu przez większość dnia komunikowali się z nami po angielsku, tylko przez krótkie chwile rozmawiałyśmy z sobą w ciągu dnia po polsku. Aż w końcu stało się. Któregoś dnia zauważyłam, że kiedy mówię do mojej córki po polsku, ona mnie rozumie, ale odpowiada po angielsku. Wtedy zrozumiałam, że mamy problem, który musimy rozwiązać jak najszybciej. Uświadomiłam sobie, że jeżeli chcę, aby moje dziecko było polskojęzyczne, muszę zadbać o jej edukację w tym języku. Nicole rozumie wszystko w języku polskim, ale niechętnie odpowiada w tym samym języku, nie czyta i nie pisze po polsku. Szukam dla niej polskiej szkoły, tylko czy mi się uda? – pytała zatroskana Agata Candy.
Posyłać, czy odpuścić?
W podobnej sytuacji znajduje się nastoletnia Justyna, której mama zadzwoniła do jednej ze 117 polskich szkół sobotnich znajdujących się w spisie Polskiej Macierzy Szkolnej z zapytaniem, czy może zapisać swoją córkę do szkoły, bo rzekomo w innych placówkach miejsc już nie ma. Okazało się, że Justyna nie ma być uczennicą klasy zerowej, bądź uczennicą jednej z klas najmłodszych w zakresie edukacji wczesnoszkolnej, gdzie rzeczywiście w wielu placówkach polonijnych miejsc dla uczniów brakuje, ale z rozmowy między matką dziewczynki, a dyrekcją szkoły wynikało, że Justyna ma 16 –lat, wraz ze swoimi rodzicami na Wyspy przyjechała z Polski 9 lat temu i właśnie w kraju na trzeciej klasie szkoły podstawowej zakończyła swoją polską edukację.
– Kiedy przyjechaliśmy do Londynu byliśmy zbyt zajęci organizowaniem życia tutaj. Często się przeprowadzaliśmy, mąż zmieniał pracę i w dodatku spodziewałam się drugiego dziecka. To wszystko złożyło się na fakt, że nigdy nie zapisaliśmy Justyny do żadnej z polskich szkół. Uważałam zresztą, że przecież ona i tak czyta, i mówi po polsku, nie chciałam jej obciążać dodatkowymi zajęciami, tym bardziej, że o powrocie do Polski nie mogło być mowy. Dzisiaj sytuacja zmieniła się. Justyna zapomina polską mowę, kaleczy język polski, woli komunikować się po angielsku lub po prostu miesza oba języki. Jestem załamana, koniecznie chce nadrobić stracony czas, zanim będzie za późno – mówiła Iwona Dejczer, pytając o adresy szkół, w których prowadzone są klasy integracyjne dla dzieci w różnych grupach wiekowych, ale na podobnym poziomie znajomości języka polskiego.
W klasach integracyjnych, podobnie jak w innych grupach wiekowych, dzieci uczą się języka ojczystego, polskiej kultury, mają zajęcia z zakresu historii i geografii Polski. Niektóre szkoły oferują dodatkowo gamę zajęć pozalekcyjnych. A wszystko po polsku. Powód jest oczywisty, dzieci uczą się w szkole podczas lekcji i uczą języka od swoich rówieśników, z nimi też budują więzi społeczne i zawierają liczne przyjaźnie. Dzisiaj polskie szkoły stanowią nie tylko miejsce edukacji, ale instytucje wsparcia. Często dla całych rodzin. Rodzicom dzieci, zależy również na tym aby ich syn/ córka mogli uczyć się w jednej klasie ze swoim ulubionym kolegą, w konkretnej grupie wiekowej, bo to ich zdaniem sprzyja i nauce, i chęci uczestniczenia w cosobotnich zajęciach. Pomaga również rodzicom w motywowaniu swoich dzieci do nauki w szkole polskiej.
Rodzi się wiec pytanie: Czy nauka w klasach integracyjnych jest dobrym rozwiązaniem i czy rekompensatą na brak rówieśników w obrębie danej klasy, może być to wszystko, co poza nauką ma miejsce w szkole dla uczniów?
Dziennik Polski zapytał o pomoc eksperta w osobie Aleksandry Podhorodeckiej, prezesa PMS w Londynie.
– Takie sytuacje zdarzają się dość często. Rodzicom wydaje się niemożliwe, zęby dzieci zapomniały ojczystego języka. Ale zapominają! I to jak szybko. Każda szkoła może mieć klasę integracyjną, tym bardziej, że to zjawisko powtarzać się będzie coraz częściej. To czy np. 16-latka będzie chciała się uczyć z młodszymi dziećmi i czy chodzenie do szkoły w takiej sytuacji będzie dla niej raczej karą niż przyjemnością, zależy od postawy i motywacji samej dziewczyny. Przecież to już nie dziecko, ale prawie dorosła osoba. Jeśli będzie się chciała uczyć, to się będzie uczyć w każdej grupie wiekowej, jeśli to tylko mamie na tym zaleczy – będzie gorzej. Myślę, że trzeba by z porozmawiać z dziewczyną, zachęcić ją do zapisana się do harcerstwa, chóru szkolnego, zespołu tanecznego i w ten sposób wciągnąć ją w atmosferę szkolną, która jak wiemy jest ogromnie ważna. A czy jest szkoła, która miałaby dla niej miejsce? Może znajdą się i inni uczniowie w podobnej sytuacji, i razem stworzy się grupa bliższa wiekiem? Kto wie… – powiedziała Aleksandra Podhorodecka.
Małgorzata Bugaj-Martynowska
Źródło: Dziennik Polski